Przepraszam raz jeszcze i mam nadzieję, że większość okazała swą cierpliwość i będą mieli okazję przejść przez kolejne moje wypociny.
Liczę na to, że się spodoba, jednak nie pogardzę także uwagami, które staram się brać do siebie i się na nich kształcić.
Dziękuję zatem za wszystkie komentarze oraz obserwacje, a nawet za głosy. Nawet nie wiecie, jakiego to daje kopniaka do dalszej pracy. ;>
No nic, nie przedłużając, zapraszam! ^^
Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, iż zasnęła, pod wpływem cichego strzelania drewna w kominku, syku płomieni oraz przygłuszonych rozmów, dobiegających z kuchni. Potrzebowała tego, chwili ukojenia, odpoczynku dla zmęczonego ciała jak i umysłu.
Obudziła się sama. Pomieszczenie pogrążone było w ciemności, tylko dogasające, ledwo iskrzące się drobinki w kominku, oblewały niewielką przestrzeń swą ciepłą poświatą. Nie zdolna była się podnieść. Mięśnie zwiotczały, a delikatne przerażenie z tym związane, kazało wpatrywać się w rozlaną na czerwonym dywanie posokę światła. Słyszała rozchodzące się dźwięki.
Gałąź, przejeżdżającą po szybie.
Skrzypienie paneli podłogowych.
Szepty, dochodzące z piętra wyżej.
Za pomocą lewej ręki starała się podeprzeć i unieść delikatnie, jednakże na darmo. Wpadła w jakiś dziwny paraliż, a każdy ruch przyprawiał jej mięśnie o głęboki ból, jakby ktoś tępym nożem przecinał jej włókna nerwowe.
Wtem, przy akompaniamencie śmiałych kroków, rozszedł się męski oraz damski głos. Ton, jakim wypowiadał się osobnik klasy silniejszej, przywiódł jej na myśl Daimona. Bała się i w duchu prosiła, aby był to Mormo.
Przed leżącą Raven, pojawili się Kali oraz Aziel. Kobieta kucnęła, zniżając się do poziomu sofy i oparła na jej krawędziach dłonie. Szare oczy wpatrywały się w Black z dziwnym, mniej określonym blaskiem. Skórę miała tak szarą, iż na tle spowijającej ją ciemności, wydawała się jedynie cieniem.
- Pij - Aziel wcisnął czarnowłosej jakiś kubek ze słomką, po czym oddalił się, zaplatając ramiona na wysokości klatki piersiowej.
Raven spojrzała na nich pytająco. Czuła przeszywający, palący ból w okolicy lewej gałki ocznej.
- Nie zabijemy cię - wyjaśniła białowłosa beznamiętnym tonem - więc musisz to wypić - oznajmiła, chwytając w dłoń zimne palce Raven, które ledwo zaciskały się na ciepłym kubku. Przysunęła go w jej stronę.
Black stawiła opór.
- Co to? - wychrypiała półszeptem, unosząc delikatnie głowę.
Aziel westchnął ciężko.
- Krew
Czarnowłosej zrobiło się niedobrze i odsunęła od siebie kubek.
- Serio mam się bawić w takie barbarzyństwo?
Raven skrzywiła się.
- Wolałabym umrzeć
- Możesz pomarzyć - burknął Aziel, a jego głos ginął w przerażającej ciszy.
Kali prychnęła cicho pod nosem i zmarszczyła brwi.
- Myślisz, że to tak działa? Nie pijesz i umierasz? - zaczęła z przerażającą wrogością - Otóż nie moja droga. To nie takie proste. Gdy nie żywisz się tym obrzydlistwem, twoje mięśnie powoli zanikają, czemu towarzyszy ogromny i przeszywający ból, którego do niczego nie da się porównać. Koście kruszeją, a skóra przywiera do nich. Cierpisz, bezbronnie leżąc, niczym gnijący trup i czekasz z nadzieją, iż Lucyfer się nad tobą ulituje i zabierze z tego świata, bądź jakiś demon ulży ci w cierpieniu i napoi szkarłatną cieczą - rzuciła, a jej głos z siłą sztyletu przecinał powietrze.
Raven zadrżała.
Była wegetarianką i teraz miała zacząć pić krew? Czym sobie na to zasłużyła?
- Jestem potępiona? - zapytała prosto z mostu, gdyż tylko to przyszło jej do głowy.
- Na to wygląda - rzucił krótko Aziel, najeżdżając palcem wskazującym na swe lewe oko.
Zrozumiała. Musiała jej wypaść soczewka i prawdopodobnie jej tęczówka była doskonale widoczna.
- Ostatnio za dużo czasu spędzam na leżąco... - wychrypiała z wyrzutem.
Przełknęła ślinę, aby nawilżyć wyschnięte gardło. Jej wzrok ponownie powędrował ku cieczy znajdującej się w naczyniu.
- No pij, jak chcesz odzyskać siły - pośpieszał ją Aziel - Inaczej wleje Ci to gówno na siłę - warknął widocznie zniecierpliwiony czekaniem.
Raven westchnęła. Powoli zbliżyła kubek do warg i zaciskając mocno powieki, upiła łyk krwi. Zakasłała czując rozchodzący się po jej kupkach smakowych okropny smak, jakby zwymiotowała sobie do ust. Już chciała odsunąć naczynie i chwilę odczekać, gdy nagle poczuła opór. Kubek sam zaczął przechylać się wyżej i wyżej, aż krew mimowolnie spłynęła jej do gardła.
Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy cała jego zawartość znalazła się w żołądku.
- I po strachu - rzuciła z zadowoleniem Kali w momencie, gdy Rav trzymając się za gardło, łapczywie chwytała powietrze. Jednak ku jej zdziwieniu poczuła się lepiej. Ucisk w skroniach zelżał, a ciśnienie w czaszce, tuż za gałkami ocznymi, ustało.
- Gdzie jestem? O co w tym wszystkim chodzi? - zapytała w końcu, czując napływ siły. Uniosła się do siadu, podparła dłońmi i spróbowała wstać. Bez skutku. Miała wrażenie, jakby podłoga osuwała się spod jej stóp. To jednak nie powstrzymało jej przed dokładniejszym rozejrzeniu się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowała. W domu królowała cisza i ciemność. Krople deszczu uderzały o szyby po jej lewej stronie, spływały powoli po starych, ogromnych oknach, ozdobionych mahoniowymi karniszami, na których zawieszone były wiekowe firany, koloru bordowego. Ściany pokryte były ciemną, beżową farbą, jednakże na niektórych ciągle spoczywały stare, czerwone tapety ze złotymi, różnorakimi wzorami. Wszystko wydawało się się stare i średniowieczne, przestronne i starannie ułożone.
Nagle Raven zapragnęła wrócić do domu, wziąć długą, gorącą kąpiel i położyć się spać. Widocznie ta myśl musiała dodać jej sił, bo udało jej się podnieść. Lekko chwiejnym krokiem ruszyła do ogromnych drzwi.
- A ty dokąd? - zapytał bez większych emocji Aziel.
Raven spojrzała kątem oka za siebie.
- Do domu - odparła jakby nigdy nic i pchnęła drzwi przed siebie. Weszła do jakiegoś większego, zdobionego szarymi kamieniami pomieszczenia. Było bardziej przestronne, a sufit znajdował się znacznie wyżej, po części zrobiony był ze szkła. Oczyma wyobraźni widziała jak poranne słońce zalewa podłogę złocistymi promieniami. Gdy ruszyła na środek, spostrzegła, iż wyżej znajdowało się drugie piętro, podparte kamiennymi filarami. Przed nią znajdowały się drewniane schody, które na końcu rozpościerały się na dwie strony. Naprzeciwko nich widniał ogromny witraż.
Właśnie zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie są drzwi wyjściowe. Stanęła bokiem do schodów i jej oczom ukazał się kolejny kominek. Stał przed nim mały stolik, a po jego bokach ustawione były dwie, oprawione w skórę sofy. Na jednej z nich siedział Daimon, z założoną nogą na nogę.
Pogrążony był w lekturze. W lewej dłoni trzymał kieliszek z winem. Jego twarz wydawała się łagodna, jakby zrobiona z marmuru. Lewa strona skąpana była w poświacie ciepłego ognia, przez co idealnie mogła dostrzec ostre rysy i wydatne kości policzkowe. Stoicyzm panujący w jego oczach przyprawił kobietę o dziwną melancholię, a przez myśl przebiegło jej, że mężczyzna był nawet całkiem przystojny. Zimny dotąd lazur, zmienił kolor na krystaliczne wody, które pogłębiały się i stawały oceanem wirujących barw - zieleni, złota oraz fioletu. Do czasu, aż zwrócił ku niej swe spojrzenie. Grymas zniekształcił jego spokojne oblicze i na powrót stał się przerażającym potworem, przed którym nie chciałby się znaleźć nikt o zdrowych zmysłach.
- G-gdzie są drzwi... - zapytała piskliwie, przez co zganiła się w myślach.
Daimon zmarszczył brwi, zamknął z trzaskiem książkę i rzucił ją na stolik, na którym znajdowało się mnóstwo papierów, jak i ksiąg oprawionych w grubą okładkę.
Wstał, rozprostował ramiona i obdarzył ją tym chłodnym, przenikliwym spojrzeniem. Nie wiedziała co tym razem chodziło mu po głowie. Gdy się zbliżył, serce podskoczyło jej do gardła. Słyszała jego głośne bicie.
- Daimon - usłyszała za sobą ostrzegawczy ton. Głos należał do Aziela. Gdy Dai się oddalił, Rav zrozumiała kto tu rządził - Raven, obawiam się, że nie będziesz mogła wrócić do domu - powiedział dobitnie, podchodząc do pułki obok kominka, z której zgarnął butelkę wina.
- A-ale jak to do cholery? - spytała zdumiona, czując jak fala gorąca ogarnia całe jej ciało, pulsuje w skroniach i mrowi w palcach.
- Musimy się dowiedzieć kim jesteś - odparł, sięgając po kieliszek. Ogień liznął szkło, które zalśniło szkarłatem w momencie, gdy czarnowłosy wypełnił ją winem.
- Jestem Raven, prawie dwa razy zginęłam z ręki tego psychola - wskazała na niego palcem, na co ten prychnął oburzony i obrzucił ją ostrzegawczym spojrzeniem.
Kobieta zamarła, odchrząknęła i na powrót spojrzała w stronę Aziel'a.
- I to wszystko. Zwykła uczennica bez życia. Zapomnę o wszystkim, tylko pozwólcie mi wrócić do domu - inaczej zginę z ręki mamy, dodała w myślach.
- Dobra myśl - w lazurowych oczach Daimona zapłonął kpiący ognik - Inaczej nie ręczę za siebie - warknął niczym pies i opadł ciężko na sofę.
Aziel uśmiechnął się tylko.
- Może nawet trzeba będzie wyprawić jej pogrzeb i zmienić miejsce zamieszkania - powiedział, pocierając podbródek w zamyśleniu.
Daimon wstał gwałtownie i machnął z irytacją ręką.
- Nie ma mowy! Nie mam zamiaru znowu się przenosić przez tą sierotę - odwrócił się ku Raven. Błysnęły białe, krótkie kły, a Rav poczuła jak gardło ściska jej strach. Ileż miała jeszcze słuchać obelg z jego strony?
Aziel za to spokojnie sączył wino. Czarne włosy, odrzucone do tyłu, wydawały się sięgać połowy pleców.
- Chwila, chwila.... - odważyła się odezwać - Jak to pogrzeb? - zapytała czując, jak jej serce wrzuca kolejny bieg.
Aziel westchnął ciężko. Rozgarnął dłonią włosy i usiadł na fotelu, zatapiając się w jego miękkich objęciach.
- Nie należysz już do rasy ludzkiej. Teraz jesteś kimś zupełnie innym. Zaczniesz się zmieniać. Dodatkowo nie przeżyjesz bez nas jednego dnia - odparł tak spokojnie, jakby opowiadał o przeczytanej wczoraj lekturze.
- A co nam niby do tego? Niech wraca skąd przyszła i zdycha - wtrącił Daimon z taką siłą, że Rav poczuła skurcz w żołądku. Jeszcze nikt nigdy nie darzył jej tak ogromną i przerażającą nienawiścią. Nawet Lena z klasy, która wiecznie komentowała jej wygląd i parę razy "przypadkowo" obrzuciła jedzeniem ze stołówki.
- A co z jej rodzicami? - zapytała Kali. Stanęła tuż obok Rav, była jej za to wdzięczna, gdyż ta bliskość dodawała jej otuchy i pewności siebie.
- A co ma z nimi być? - spytała czarnowłosa, zaplatając ramiona na wysokości klatki piersiowej.
Atmosfera wokół gęstniała, niemal widziała tą wielką czarną chmurę, która zbierała się pod sufitem.
Wtem, po pomieszczeniu rozeszło się echo kroków z góry. Po chwili okazało się, iż była to kobieta, która opatrzyła Raven rany. Piękności o elfim wyglądzie zeszła na dół i przysiadła obok Daimona. W jej oczach tliła się iskra fascynacji oraz zaciekawienia, jednak postanowiła nie zabierać głosu.
- Możesz ich zabić... - odpowiedziała Kali na wcześniejsze pytanie - Nie panujesz nad sobą. Twój organizm teraz inaczej funkcjonuje. Któregoś dnia możesz się obudzić, a dom będzie ubazgrany krwią twych rodzicielów - wyjaśniła.
Raven wzdrygnęła się. Wprawdzie nie wiedziała, czy może im ufać, jednak nie chciała, aby doszło do owej sytuacji.
Aziel spojrzał na Raven wyczekująco.
- To jak? - spytał wreszcie - Jaka jest twoja decyzja?
Raven spuściła wzrok. Wbiła swe spojrzenie w czerwony dywan, po którym przebiegał czarny, włochaty pająk. Mimowolnie cofnęła się o krok i nagle przeszło jej przez myśl, że może ucieknie. Musiała tylko wykalkulować, które drzwi najbardziej przypominają te wyjściowe i po prostu biec przed siebie. Z drugiej zaś strony, oczekiwała odpowiedzi. Ciągle była zagubiona, a pytania wzbierały się w niej coraz bardziej i bardziej. Wypełniały ją po brzegi, wypływały na zewnątrz i przyprawiały o potężny skurcz żołądka.
- Ale nie chcę wyjeżdżać - odparła w końcu, nie odrywając wzroku od pająka.
- W porządku! - zawołał radośnie Aziel, po czym odstawiwszy kieliszek na stolik, klepnął się otwartymi dłońmi w uda - Daimon...
- Nie... - wszedł mu w słowo. Jego oczy wyrażały piekielną złość. Raven pomyślała nawet, że zaraz wypali Aziel'owi dziurę w twarzy.
- Ja mogę - wtrąciła się kobieta siedząca obok Dupowatego Gbura - tak, to jego nowe przezwisko.
Czarnowłosy uchwycił kieliszek i pociągnął łyka.
- Nie, to rola Daimona. Trzeba uważać, jakie pakty się zawiera. Będziesz miał ją na oku, uczył i trenował - rzucił hardo. Decyzja zapadła i tak samo jak Rav, Daimon'owi nie spodobał się ten pomysł.