wtorek, 17 lutego 2015

Jutro jest takie dalekie


Hitori - Miło mi, że Cię zaskoczył. Właśnie to miałam na myśli, wzbudzić ciekawość i niedosyt ;D
Co do pośpieszania, spoko, nie ma sprawy. Mogę jedynie poinformować, że rozdziały pojawiać się będą co tydzień, jeśli się nie uda i nie pojawi się regularnie, znaczy, że brak weny nie pozwolił dokończyć mi rozdziału *o*

Tomasz - łał *o* Nie spodziewałam się takiej opinii! A dodatkowo nie pomyślałabym, że napiszesz coś takiego, zwłaszcza, że czytałam Twoje opowiadanie (tak, ciekawość xd) i to mnie zrobiło się głupio >.>
Dziękuję za tak rozbudowany komentarz i za uwagę co do powtórzenia! ^^
 
Ach! No i witam w naszych skromnych progach nową obserwatorkę Anna Dragon.
Bardzo mi miło i mam nadzieję, że uda mi się zatrzymać Ciebie na dłużej ;D

No, to mamy już kolejny rozdział. Może nieco spóźniony, chyba nie, bo minął równy tydzień, ale wczoraj i tak nie byłabym w stanie go dodać (if you know what i mean xd).
Zauważyłam, że z każdym kolejnym rozdziałem te wpisy robią się coraz dłuższe! *o* Punkt dla mnie.
Dobra, nie zanudzam, zachęcam do komentowania i życzę miłego czytania ^^


     Kobieta nie była w stanie nabrać głębszego wdechu, przez co zaczęła bezdźwięcznie sapać, jakby ktoś zacisnął swe palce na jej krtani. Chwyciła dłonią jego przedramię, które tkwiło na szyi Rav. Niemal wbiła paznokcie w skórę, chcąc pozbyć się tego duszącego uścisku. Obezwładniający strach wpełzł do jej umysłu, wstrzyknął paraliżującą truciznę w mięśnie, która nie pozwalała na uczciwą walkę.
     - Mam szlaban - rzuciła desperacko, czując, jak gardło ledwo przepuszcza głos.
Daimon zacmokał parę razy, z udawanym rozczarowaniem.
     - To zełgaj, że musisz się uczyć - szepnął, obejmując ją w pasie.
Raven poczuła, że bierze ją na wymioty.
     - Nie pójdzie na to - jęknęła spanikowana.
Mężczyzna westchnął z irytacją, przyciskając kobietę bardziej do siebie. Czarnowłosą dopadły wstrętne duszności, wręcz klaustrofobiczne.
     - To ją przekonaj - warknął głosem nieznoszącym sprzeciwu - Chyba, że chcesz abym ją odwiedził... - mruknął jej do ucha - Chcesz?
     - N-niee... - wykrztusiła czując, jak do oczu napływają jej łzy, a serce uderza z taką siłą, że po klatce piersiowej rozchodził się nieprzyjemny ucisk - J-ja, przekonam... Przekonam ją... - z trudem wydusiła z siebie słowa, które zabrzmiały jak spadająca gilotyna. Tak, to był jaj koniec. Właśnie zgodziła się na śmierć.
Mężczyzna uśmiechnął się.
     - Grzeczna dziewczynka - powiedział bez większego entuzjazmu. Rozluźnił uścisk. Raven wykorzystała sytuację i z łatwością się wymknęła, niemal zaliczając przy tym glebę. Odwróciła się i cofnęła parę kroków z nadzieją, iż tym razem jej nie dosięgnie.
Uśmiech Daimon'a pogłębił się.
     - Zatem miłego dnia życzę - powiedział, po czym zostawił Raven samą, która z trudem przełknęła ślinę. Spanikowana chwyciła się za tył głowy. Przez chwilę krążyła wokół, starając się znaleźć jakieś wyjście z tej pojebanej sytuacji, jednakże nic kreatywnego nie przychodziło jej do głowy. 
Więc co? Mam tak po prostu iść na rzeź? Bez walki? - pomyślała, zatrzymując się w końcu. Była wkurzona, przede wszystkim na siebie. Raven, kobieta, która zawsze wzbudzała szacunek, czasem strach. Zdarzało się, iż ludzie z niej drwili, śmiali się, bądź wytykali palcami, jednakże umiała to zignorować, nie czując większego bólu. Osoba potrafiąca się bronić, a także umiejąca rzucić jakąś wiązanką, czasem nawet wdawała się w bójki. Powody? Obrona własna, bądź przyjaciół. Roniła łzy tylko w sytuacjach wyjątkowych, a teraz? 
     - Żałosne - mruknęła, wyżywając się na kawałku cegłówki. Zaryła o niego glanem z taką siłą, że omal nie pierdyknął w auto. Wtedy pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę szkoły.

     Lekcje mijały wyjątkowo szybko. Czas przesypywał się między palcami, niczym rozgrzany piasek. Parzył w dłonie, właził między paznokcie. Wiedziała, że niedługo zasypie ją całą. Siedziała w klasie i niemal słyszała, jak żółte, wyblakłe ściany krzyczą do niej, zacieśniają się. Krzyk powoli przeradzał się w śmiech, przepełniony szaleństwem i dzikością. Siedząca obok Emily drzemała w najlepsze, a mimo to, Rav miała dziwne wrażenie, że puste, zasłonięte bielmem oczy zaciekle wpatrują się w jej osobę. Wszystko wydawało się zasnute mgłą. 
     Nigdy nie sądziła, że tak desperacko będzie pragnęła zostać w szkole jak najdłużej. Napawała się każdym zapachem, dźwiękiem oraz widokiem. Starała się zaś nie zwracać uwagi na okropne, wyimaginowane rzeczy, które podsuwał jej umysł. A może to nie była jego wina? Dyskretnie odwróciła głowę. Daimon podpierał brodę pięścią, a jego spojrzenie skierowane było w stronę okna. Twarz mężczyzny pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu, jakby całkowicie się wyłączył. Rav odetchnęła głęboko i także spojrzała na znajdujący się za szybą krajobraz.
     Chowające się za chmurami słońce, którego nieliczne promienie ochlapywały plamami wybrukowany asfalt. Wzmożony wiatr, targający liśćmi drzew, wyglądały jak falujący ocean zieleni. Na ziemi tworzyły się małe wiry, które łapały w swą pułapkę drobinki piasku oraz śmieci. Kobieta pomyślała, iż był to idealny dzień sądu. Chwyciła w dłonie swoje włosy i pociągnęła mocno do góry. Musiało być jakieś wyjście! Nie chciała umierać.
     Kobieta raz jeszcze się odwróciła, tym razem przez drugie ramię, aby zerknąć na Kali. Ich spojrzenia się spotkały. Ten chłód i obojętność były jeszcze bardziej porażające niż u Daimon'a. Raven zapiekły łzy bezradności. Miała ochotę krzyknąć tak głośno, aby usłyszał ją sam bóg. Wykrzyczeć całą swą nienawiść i skopać mu dupsko. Oskarżyć o bezduszność i lenistwo. Taki wszechmocny, a jednak uratowanie jednego życia kosztuje multum wysiłku? Chwalmy pana, psia mać!
     Brew białowłosej delikatnie uniosła się, a w szarych tęczówkach błysnął ślad zainteresowania. Raven mimo, iż lekko spanikowała, nie odwróciła wzroku. Konspiracyjnie zerknęła na jej brata. Po chwili ponownie wróciła spojrzeniem na Kali, powtórzyła to po raz kolejny i kolejny, aż na twarz kobiety wtargnęło rozbawienie. Kali machnęła do niej ręką na znak, aby się odwróciła i na tym ich niema konwersacja się skończyła.
     - Skompromitowana i za dwie godziny martwa.... - mruknęła pod nosem, ciężko przy tym wzdychając. Skoro nie było sposobu na to, aby się uratować, musiała się z tym pogodzić i zrobić wszystko, aby ten parszywy śmieć nie dobrał się do jej rodziny.
     - Emily - szepnęła, szturchając ją w ramie.
Rudowłosa drgnęła gwałtownie i zerwała się do pionu.
     - Nieee! Josepha! - krzyk przerwał wypowiedź nauczyciela o matematycznych bzdurach. W klasie momentalnie zapadła cisza, którą po chwili ucięły ciche śmiechy oraz szepty. Nauczyciel zwrócił jej uwagę i przywrócił uczniów do porządku.
     - Dzięki Rav... Dzięki - burknęła, przecierając dłońmi oczy - Co się stało? 
     - Jakby co, dzisiaj u ciebie nocuję. Mamy ważny test z matmy. Ty z niej jesteś... eee - zacięła się, marszcząc przy tym brwi - Dobra? - bardziej zapytała, niż stwierdziła.
Rudowłosa przeciągnęła się mocno i ziewnęła przeciągle.
     - Jakby co? Co masz na myśli? - swe zmrużone zielone ślepia, pełne zdziwienia i podejrzliwości wlepiła w Raven.
Black otworzyła usta, jednakże w ostatniej chwili zawahała się. Co tak właściwie miała jej powiedzieć? "Daimon i ja mamy.... nockę? Tak... Ostatnią noc w moim życiu, ale nie przejmuj się, jak rano zapuka do ciebie policja. Wtedy powiedz, że kazałam ci kłamać bo..." Bo? Załamana przejechała dłonią po twarzy.
     - Ja... - zaczęła drżącym głosem. Nerwowo wyłamała z trzaskiem palce, nie wiedząc jaki kit jej wcisnąć. Poczuła na sobie lodowaty dreszcz. Jej wzrok mimowolnie ruszył w stronę Daimon'a, który z perwersyjnym uśmieszkiem i zmrużonymi oczyma wpatrywał się w czarnowłosą.
     - Proszę... Wszystko Ci wytłumaczę jutro w szkole - skłamała, choć czuła jak głos jej się łamał. Przerażała ją perspektywa, iż jutra nie będzie.
     - Jak zwykle tajemnicza... Niech ci będzie, ale stawiasz mi piwo na najbliższym koncercie - uśmiechnęła się pokrzepiająco, a Rav poczuła, jak jej serce przebija sopel lodu.

     Wybiła godzina szesnasta. Dzwonek informujący o końcu lekcji, zabrzmiał jak gong, zwiastujący zapadnięcie wyroku. Guzdrała się niesamowicie, gdy pakowała zeszyt do kostki, a także, gdy ruszała w stronę drzwi wyjściowych, jakby w nadziei, że te parę minut dłużej, uratuje ją od sadystycznego Daimon'a. Gdy wyszła, zachwiała się lekko, jakby wiejący zewsząd wiatr był wystarczająco silny, aby unieść kobietę i zabrać, gdzieś z dala od tego piekła. Niebo zaczęło płakać potężnymi łzami, które z impetem rozbijały się o przeszkody na drodze. Wiatr wył nieznośnie i zawodził, przyprawiając kobietę o poczucie ogłuszenia. Nie zwracając uwagi na zimno, jakie objęło ją w momencie wyjścia na deszcz, ruszyła w stronę swojego domu. Nigdzie nie spostrzegła Daimon'a, więc zdecydowanie nie miała zamiaru czekać na to, aż łaskawie zabierze ją diabli wie gdzie.
     Jakież było jej zdziwienie, gdy przed nią jakby za pomocą teleportacji, pojawił się mężczyzna o bordowych włosach.
     - Znów próbujesz mi uciec? - zapytał zawadiacko. Oparł dłoń na biodrze i obrzucił ją niemal tak zimnym spojrzeniem, jak podmuch wiatru.
Raven wzruszyła ramionami, nie mówiąc ani słowa. Jej mina nie wyrażała w tamtym momencie żadnych emocji, poza zgryzotą szczęki. 
     - Idziemy - rozkazał, odwracając się w stronę palarni.
     - Nie - rzuciła bez zastanowienia.
Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w stronę Rav. Zaplótł ramiona na wysokości klatki piersiowej, po czym uniósł brew.
     - Nie? 
I nagle się obudziła. To było jak liść z otwartej dłoni. 
     - B-bo widzisz... - zaczęła, nerwowo drapiąc się po głowie - Muszę jechać d-do domu. Rodzicie mnie nie puszczą bo napisze jednego głupiego sms'a. Muszę wziąć rzeczy na zmianę i-i-i.... 
     - Drwisz sobie ze mnie? - syknął.
Kobieta poczuła na karku zimny dreszcz.
     - Nie. Boże broń - uniosła dłonie w geście obronnym.
Mężczyzna skrzywił się, jakby samo słowo "bóg" drażniło jego słuch jak i nerwy.
     - Daj mi się z nimi chociaż pożegnać - powiedziała z nadzieją.
Daimon westchnął z rezygnacją.
     - Niech będzie - odparł ze znużeniem
Zdziwiona rozdziawiła usta.
     - No, co tak stoisz. Leć, zanim się rozmyślę. Ale pamiętaj... - zagroził, przykładając palce do tętnicy. Z szerokim uśmiechem na ustach i iskierką w oku, przejechał nimi po szyi, jakby trzymał w dłoni szeroki nóż.

     Kobieta niemal całą drogę przebiegła. W sumie, nie miała zielonego pojęcia dlaczego było jej tak śpieszno. Gdy dotarła do domu, była przemoczona i zadyszana. W środku panowała przytłaczająca cisza, przerywana od czasu do czasu cichymi krokami. Salon pogrążony był w półmroku, dzięki palącej się w kuchni jarzeniówce. 
     Zdjęła glany i ruszyła w stronę hałasu. Do jej nozdrzy wdarł się zapach gotowanego makaronu oraz ostra woń bazylii. Tak jak się spodziewała, jej matka krzątała się po kuchni, nucąc jakąś nieznaną nikomu melodię. Na gazie stały dwa garnki, z których unosiła się gęsta para oraz jeden wok. Zapach skwierczącej cebuli uderzył w jej zmysł węchu w momencie, gdy kobieta wrzuciła ją z deski, na rozgrzany olej.
     - Mamo? - zapytała w momencie, gdy głośny trzask pioruna, rozszedł się echem po okolicy.
Kobieta podskoczyła i odwróciła się z ręką na sercu.
     - Raven! Musisz się tak skradać? - krzyknęła ochryple.
     - Mam jutro ważny test z matmy - powiedziała, jak gdyby nigdy nic - Mogę jechać na noc do Emily? - zapytała.
Kobieta z drewnianą łyżką w dłoni, skrzywiła się, po czym na powrót zajęła gotowaniem.
     - Nic z tego. Już o tym rozmawiałyśmy - odparła oschle.
     - Ale mamo...
     - Raven - weszła jej w słowo - Nie mamy o czym gadać.
     - Ale jak go zawalę, nie zdam - nie dawała za wygraną - Jestem zagrożona z matmy. Będziemy się uczyć, jak chcesz, zadzwoń do jej mamy i zapytaj. Nie okłamuje cię - w duchu modliła się jednak, aby tego nie zrobiła. Choć zdawała sobie sprawę z tego, iż jeśli nie wróci następnego dnia po szesnastej, to właśnie tak zrobi.
Ciężkie westchnięcie rezygnacji uszło z ust kobiety.
     - Dobrze... - wymamrotała z lekką irytacją w głosie - Jak będziesz na miejscu napisz sms'a. Rano zadzwoń, że dotarłaś do szkoły - Raven nie spodziewała się, iż pójdzie tak szybko. Myślała, że negocjacje potrwają z dobrą godzinę. Chociaż wymagania matki całkowicie wytrąciły ją z równowagi. Może dałaby radę napisać jak dojedzie na miejsce, jednakże z porankiem będzie problem.
     Nie rozwodząc się już dłużej nad tym tematem, podeszła do niej i utuliła mocno, jakby to miało być ich ostatnie pożegnanie. Cóż. Było. Ucałowała ją w policzek i poszła do pokoju. Wywaliła z kostki zeszyty, które zastąpione zostały bielizną oraz czystą koszulką. Co śmieszniejsze, wzięła także szczoteczkę do zębów.
     Czas zleciał jak z bicza strzelił. Po godzinie guzdrolenia się, zeszła na dół, aby wyjść z domu. Na zewnątrz panowało piekło, porównywalne z tsunami. Wiatr wył z takim impetem, że niemal zgarniał nagromadzoną wodę z asfaltu, powodując tym samym małe fale brudu i zbutwiałych liści.
Przy krawężniku stało czarne audi. Świetnie - pomyślała zirytowana - Jeszcze miał czelność przyjeżdżać pod jej dom. Fala gorąca ogarnęła jej ciało, a serce przyśpieszyło, gdy ruszyła w stronę tylnych drzwi, gdyż jak się okazało, jej oprawca postanowił wziąć widownię, w postaci mężczyzny o kasztanowych, nastroszonych włosach. W momencie, gdy chwyciła za klamkę, a drzwi ustąpiły, uderzył ją delikatny owocowy zapach, pomieszany z morską bryzą, przez co jej żołądek zacisnął się jeszcze bardziej. Wcale nie czuła, jakby jechała na śmierć. Ogarnęło ją raczej obezwładniające uczucie, jakim było lęk przed gwałtem. Dosłownie.
     - Witamy - przywitał się Daimon, którego usta powoli wykrzywiły się w radosnym uśmiechu.
Szybko, jedźmy już, zanim mama postanowi wyglądnąć przez okno - przez jej umysł przeszło zdanie, którego nie miała odwagi powiedzieć. Jak na zawołanie, bordowowłosy wrzucił bieg, a auto ruszyło w nieznanym Rav kierunku.
Kobieta zaplotła palce i wbiła wzrok w kolana.
     - Jesteście wampirami? - wypaliła w końcu. Skoro miała umrzeć, chciała wiedzieć, przez kogo zostanie załatwiona.
W pewnym momencie pasażer wybuchnął śmiechem, po czym odwrócił się w stronę Black. Spojrzała w jego czarne jak smoła oczy. Miał bardzo męską, kwadratową wręcz twarz, na której widniał przyjemny dla oka grymas rozbawienia. 
     - Wampiry? To frajerzy - palnął w jej stronę. Powrócił na swoje miejsce i tym razem wbił spojrzenie w kierowcę.
     - Stary, dlaczego zawsze biorą nas za wampiry? - zapytał z oburzeniem, zaplatając ramiona.
Daimon westchnął ciężko, a jego brwi zmarszczyły się lekko, jakby ogarnęło nim uczucie poirytowania.
     - No nie wiem? - zaczął z ironią w głosie - Może dlatego, że pijemy tą plugawą, śmierdzącą krew, bez której nie pożyjemy za długo? - dodał z przekąsem.
     - To kim jesteście? - wtrąciła się nieśmiało Raven, zaciskając palce w mocniejszym uścisku.
Na twarz nieznajomego, ponownie wtargnął uśmiech rozbawienia.
     - Demonami! - oświadczył triumfalnie, na co Rav omal nie zakrztusiła się własną śliną.
Kierowca prychnął z pogardą.
     - Wygnanymi demonami. Nie ma się czym szczycić - poprawił kolegę.
Raven kompletnie nic z tego nie rozumiała. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej, wypytać o parę szczegółów, aczkolwiek strach ściskał jej gardło.
     - Snob z ciebie... - odparł oburzony - A tak właściwie, to gdzie mnie zabierasz? Słowem się nie odezwałeś, co zamierzasz - zapytał głupkowato, zwracając się w stronę Daimon'a.
     - Sam mi się do auta wpakowałeś! - jego krzyk zabrzmiał jak trzask z bicza - Zamknij japę.

     Po niecałej godzinie, Daimon wjechał na jakąś ścieżkę, wiodącą do głębokiego lasu, na skraju miasta. To właśnie wtedy kobieta zaczęła drżeć mimo, iż w aucie działało ogrzewanie. Drzewa niemal uginały się pod naciskiem wiatru, który wył przerażająco, przywodząc na myśl setki krzyków, błagających o ratunek. 
Dziewczyna utknęła w smole czarnych myśli. Wzdłuż jej kręgosłupa raz po razie przechodziło stado zimnych dreszczy, serce kołatało boleśnie uciskając o żebra, a w skroniach pulsował niesamowity huk, przez który czuła się otępiała.
     Wytarła spocone dłonie o czarną bluzę, po czym zerknęła na twarz Daimon'a. Była porażająco obojętna. Chłodna, niczym mroźny powiew wiatru. Wystarczyłoby jedno spojrzenie, aby Raven zamieniła się w sopel lodu. Nabrała duży haust powietrza w płuca, którym prawie się zachłysnęła, niby szlochające dziecię i wtedy poczuła szarpnięcie, występujące wraz z hamowaniem auta.
     Mężczyzna bez słowa odpiął pasy, otworzył drzwi i rozglądnął się po okolicy. Było ciemno. Stare iglaste drzewa, swymi koronami ucinały dopływ błękitu nieba oraz promieni słonecznych.
Mężczyzna o kasztanowych włosach, wzdrygnął się i odwrócił w stronę Rav.
     - Kim jesteś? - w jego czarnych tęczówkach dostrzegła zalążek strachu. Nie sądziła, iż demony posiadają w swym słowniku takie pojęcia jak przerażenie, strach oraz niepewność. W ogóle nie sądziła, iż wytwory i bazgroły biblijne, stworzone przez jakiegoś szaleńca, w rzeczywistości mają swoje miejsce w wszechświecie. Jej cały, logiczny jak dotąd światopogląd, uległ całkowitemu zniszczeniu.
     - Nie wiem - odparła zgodnie z prawdą. Nie wiedziała kim jest i dlaczego Daimon tak zawzięcie pragnął jej śmierci.
Wtem, tylne drzwi otworzyły się. Na ramieniu poczuła mocny uścisk, który siłą wyciągnął ją z auta. 
Upadła, zapierając się dłońmi mokrej gleby.
     - Co Ty zrobiłeś?! - przez świszczący wiatr i uderzający z impetem deszcz, usłyszała krzyk drugiego mężczyzny.
Kolejny uścisk na ramieniu, z brutalnością stawiający ją do pionu.
     - A jak myślisz?! - wrzasnął, próbując przekrzyczeć wichurę, pełzającą między gałęziami drzew. Ich energiczne uderzanie o siebie, przywodziły kobiecie na myśl aplauzującą publikę.
     - I co?! Zamierzasz teraz pozbyć się problemu?! - krzyczał czarnooki, idąc za Daimon'em, który ciągnął za sobą zdezorientowaną kobietę.
Nie odpowiedział. Zamiast tego energicznie zarzucił ramieniem, wypuszczając dziewczynę z żelaznego uścisku.
Po raz kolejny zaliczyła glebę, tym razem zapierając się łokciami. Swe przerażone spojrzenie wbiła w dzikiego demona.
Stanął bokiem, parę kroków przed nią. Wymierzył w jej stronę wyprostowane ramię, unosząc je na wysokości barku. Otworzył dłoń i skierował ją na Raven.
Co on odwala? - zdążyła pomyśleć, nim zasłoniła się dłońmi, jakby w obawie przed wystrzałem z niewidzialnej broni.
     - Daimon! Nie możesz, zostaniesz potępiony! - wrzasnął spanikowany mężczyzna, bez skutku próbując opuścić jego rękę.
Twarz oprawcy wykrzywiła się w szerokim uśmiechu.
     - Już jestem - wykrztusił ochryple.
Raven oniemiała. Ze strachu, niedowierzania i panicznej rozpaczy, gdy spostrzegła, jak z jego ramienia wyłażą czarne i rozpływające się niczym mgła, macki. Były ich setki, wiły się jak węże, powoli oplatając jego całą rękę.
Co jest do kurwy?! 
     - Proszę! Nie! - krzyknęła przez ściśnięte gardło.
Uśmiech demona pogłębił się.
     - Och... - westchnął - Teraz błagasz? - nie ukrywał zadowolenia, jakie wyłapać można było nie tylko z jego twarzy, ale i tonu, jakim to powiedział.
     - Daimon! - usłyszała damski krzyk, nim jeden z ostrych, czarnych kolców przebił jej klatkę piersiową na wylot. Spostrzegła lśniący, metaliczny błysk, któremu towarzyszył głośny świst.
Upadła.
Dźwięki odbijały się echem w jej głowie. Oddalały. Słyszała szarpaninę. Domyśliła się, iż ten błysk, przypominający podmuch wiatru należał do nieznajomej, która w ostatniej chwili powstrzymała demona.
Przymrużyła oczy, czując, jak na jej twarz upadają ciężkie krople deszczu.
     Nie napisałam mamie sms'a - ostatnia myśl przemknęła przez jej umysł.
Później, w jej głowie coś huknęło, a potem zapadła ciemna, bezgwiezdna noc.

3 komentarze:

  1. Rozdział długi i to mi się podoba! Akcja zaskakująca, chce więcej!
    A tak na marginesie bardzo dziękuję za wzmiankę na początku, niby nic a moje samopoczucie, które od pewnego czasu sięga dna, polepsza się kiedy czytam twoje opowiadanie ;)
    Teraz tylko zostało życzyć ci weny i czekać na kolejny zapewne równie świetny rozdział.
    Pozdrawiam Hitori ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając tytuł od razu nasunęło mi się pytanie, czy "Jutro jest takie dalekie" to nawiązanie do piosenki Pidżamy Porno "Ach co za dzień"?:) Musiałem o to zapytać bo lubię PP. Czyżby Ty też? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nie sądziłam, iż znajdzie się tu ktoś (z czytelników), kto także lubi ten zespół ;D
      Tak, dokładnie. Takie nawiązanie. Często inspiruję się dobrymi, polskimi zespołami ^^"
      Chociaż szczerze powiedziawszy, dopiero gdy ukończyłam ten rozdział, zorientowałam się, iż nazwałam go tak samo, jak część tekstu w utworze Pidżamy ;>

      Usuń