czwartek, 22 stycznia 2015

Koniec prawie zawsze jest początkiem...

Ayase - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że moje opowiadanie Cię zainteresowało, a przede wszystkim zachęciło do obserwowania i wyczekiwania na dalsze rozdziały! ;D
Dziękuję, że zawitałaś i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę w dalszych rozdziałach <3

Hitori - Odpisałam już na Twój komentarz, ale zrobię to ponownie. ^^" Ulżyło mi, kiedy postanowiłaś śledzić dalsze losy bohaterów, a przede wszystkim zdobyłaś się na to, aby tu zaglądnąć i przeczytać.
Wiele to dla mnie znaczy, jako, iż byłaś ze mną przy tamtym nędznym opowiadaniu. ;d Tym razem postaram się bardziej! 


Dziękuję za komentarze, jak i poświęcony czas. <3
No, to lecim! ;D




    Ocknęła się z niesamowitym bólem głowy, gdy tylko próbowała nią poruszyć uczucie to nasilało się, jakby ktoś siedział w jej czaszce i nieporęcznie wbijał gwoździe. 
Łup, łup, łup. Seria za serią niekończących się ciosów. W powietrzu unosiła się poranna mżawka, osadzała na krótkich, rozczochranych włosach kobiety opartej o ceglaną ścianę. Wyglądała jak mop, który przed chwilą wytarł zdumiewających rozmiarów kałużę krwi oraz błota. Palce miała sztywne, zresztą dotyczyło to także nóg, którymi nie mogła poruszać. Zapewne każdy zna tę dolegliwość, gdy kończyny zdrętwieją do tego stopnia, że czuć mrowienie, krew docierającą do każdego z palców, pracujące mięśnie, które mimo sygnału nie mogą udźwignąć ciężaru. 
Przejebane.
Wstań.
Boli mnie szyja...
Dłoń machinalnie powędrowała na lewą stronę. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała, było ugryzienie. Bolesne, parzące niby rozgrzany metal przyłożony do skóry, jakby użarł ją sam posłannik diabła. Tylko po cholerę? Wyglądało na to, iż mężczyzna nie chciał pozbawić jej życia.
    Przejechała palcami po ranie, czując lekkie, szorstkie wgłębienie. Bała się nawet sobie wyobrazić jak paskudnie musiała wyglądać ta blizna. Siedziała skulona, drżąca, z głową schyloną w dół tak długo, póki nie usłyszała jakiegoś krzyku. Ściślej ujmując, krzyk, to przy tym melodia. Był to głos kobiety, przesiąknięty paniką.
    - Trup! Dzwoń na policję! 
    - Opanuj się kobieto, nie widzisz, że się porusza?! 
Poruszała się, to prawda, jednakowoż nie była w stanie się podnieść. Nogi w dalszym ciągu nie chciały wykonywać jej rozkazów.
    - Przecież musimy coś zrobić!
Raven westchnęła.
Wkurzasz mnie.
Ten piskliwy głos, zapewne tleniony blond i wysokie szpilki, na których chodzisz jak pokraka.
Idź sobie.
Zaburzasz moje wewnętrzne przemyślenia, a przede wszystkim przyprawiasz o ból głowy.
    Przeniosła dłoń z szyi na skroń, mocno przyciskając do niej palce. Cholernie bolała ją głowa.
    - Widzisz? Rusza się, pewno jakaś bezdomna. Chodź, chyba nie chcesz.... - głosy powoli ucichły, zagłuszane trąbieniem aut oraz szumem silników. I mimo, iż w oddali nadal słyszała jej protesty, mężczyzna najwidoczniej nie miał zamiaru ich wysłuchać. Nie przeczyła. Potrzebowała pomocy, nie mogła się ruszyć co wzbudzało u niej ogromny lęk, nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajdowała ani w jakim stanie był jej organizm. Przez chwile nawet pomyślała, aby zadzwonić po karetkę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Co niby im powie? "Potrzebuję pomocy, nie mogę się ruszać. Co się stało? Ach, jakiś psychol z piłowanymi zębami wbił mi się w szyję". 
Prychnęła pod nosem na samo wyobrażenie sobie tej sytuacji, a przede wszystkim min sanitariuszy w momencie, gdyby jednak zdecydowaliby się na sprawdzenie sytuacji. Jak wytłumaczyłaby się z rany na szyi? "No, była se, ale jakimś cudem zniknęła...".
Kolejne westchnięcie, tym razem spowodowane bezradnością i kompletnym brakiem pomysłów, co ze sobą zrobić.
To nie tak, że się nie bała. Fakt, że nie czuła przerażenia sam w sobie był dla niej zdziwieniem. Nie miała pojęcia czemu zachowywała taki spokój. Jakaś jej część chciała walczyć, wołać o pomoc, z kolei druga, najwidoczniej ta silniejsza, szeptała - "Nie warto. I tak umrzesz, to tylko kwestia czasu. Daj se spokój, zamknij oczy i zrelaksuj się".
    Po kilkunastu minutach, a może nawet i godzinie, postanowiła unieść głowę i przyjrzeć się miejscu, w którym została zaatakowana. Śmietniki, kontenery, kot czający się za jakimiś pudłami, jedna, jedyna lampa tuż nad mosiężnymi, metalowymi drzwiami.
Na prawo ślepy zaułek.
    - Heh - Właśnie zdała sobie sprawę, że nawet jakby zdołała mu uciec, to pod tą właśnie ścianą zostałaby dorwana.
Na lewo wąski, zachlapany chodnik, który kończył się po jakiś ośmiu metrach, ukazując tym samym ulicę i światła, na których stały samochody. Dlaczego w nią wbiegła do cholery? 
Piszcząca kobieta najwyraźniej nie była taka tępa, skoro postanowiła tu zajrzeć. Jednak co z tego? Nadal tu tkwię - przemknęło przez jej umysł.
    Przymknęła na chwilę powieki, wzięła głęboki oddech i podparła dłonie na szorstkim, cementowym bruku. Użyła całej swojej siły, aby wstać, jednakże nim zdołała to uczynić, coś, a raczej ktoś przykuł jej uwagę. Ciche przeklniecie, kroki, chwiejne, raz intensywniejsze, podkreślane chlupnięciem sugerującym wdepnięcie w kałuże, raz delikatniejsze, jakby kolejny oprawca cicho na paluszkach próbował się do niej zbliżyć. 
Dziwny niepokój kazał Raven spojrzeć w stronę dochodzących dźwięków. 
Rozczochrane, lekko tłuste brązowe włosy.
Flaszka w dłoni. Rękawiczki do połowy palców, wytarte spodnie, podarta skórzana kurtka.
Raven, właśnie zostałaś nominowana do osób pobłogosławionych inaczej. Pech podąża za tobą jak smród za tym pijaczyną - pomyślała zdesperowana. Im bliżej był nieznajomy, tym bardziej kobieta starała się wstać. 
Niestety, kiedy nogi pod wpływem adrenaliny odzyskały czucie, a Rav ucieszona niemal zdołała się podnieść, w dłoń wbiło jej się coś ostrego. Syknęła, ponownie powracając do pozycji siedzącej. Nie zdołała nawet spojrzeć na przyczynę bólu, gdy pijaczyna zjawił się tuż przed nią.
Przysunął się bliżej, z paskudnym, odsłaniającym niepełne uzębienie uśmiechem i zmierzył kobietę z dołu do góry.
    - Co taka ślicznotka robi tu całkiem sama? - walnął typowym tekstem podofila rodem z filmów. Wyciągnął w jej stronę rękę, którą ona mimowolnie odepchnęła. Mężczyzna zmarszczył brwi w geście wyraźnego niezadowolenia. Tym razem zrobił to szybko i brutalnie. Chwycił jej nadgarstek i podniósł do góry, aby następnie rzucić na mokre, śmierdzące podłoże. Ten kolejny upadek zamortyzowała dłońmi, jednak na nic to się nie zdało, gdyż facet łapczywie zaczął się do niej dobierać.
    - Spierdalaj zboku! - krzyknęła piskliwym, przerażonym głosem jakby w nadziei, że to wzbudzi w nim coś na rodzaj litości. Nic bardziej mylnego. Oczy zapiekły nieznośnie, a po policzku spłynęła pierwsza łza. Oddałaby teraz wszystko za to, aby tamten demon wrócił i zabił ją ponownie. 
    - Ej - ochrypły, prawie bezdźwięczny głos dotarł do jej uszu, który oznajmił, iż nadeszło wybawienie. Akurat w momencie, gdy stary pryk zaczął szarpać za jej koszulkę.
    Facet odwrócił głowę, zaprzestając na chwilę czynności, której się podjął i w tamtym momencie jak strzała przeleciała zaciśnięta pięść, która trafiła prosto w prawy profil pijaczyny. Dziewczyna krzyknęła cicho, zasłaniając usta dłońmi w obawie przed tym, iż krew tudzież któryś z ruszających się zębów wpadnie prosto do jej buzi. 
    - Ty gówniarzu - burknął cicho. Wstał, zataczając się lekko, jednak nim się wyprostował, tuż przed oczyma Raven śmignął glan, zderzający się z mięśniem piwnym śmierdziela. Mężczyzna wpadł w kartony, najwyraźniej czując mdłości, gdyż trzymał się za brzuch i pluł, dziko przy tym sapiąc. 
Raven oszołomiona nagłym przypływem akcji, skierowała swoje spojrzenie w górę. Przysłoniła dłonią oczy, gdy poranne słońce ukuło ją w ślepia, zasłaniając tym samym widok chłopaka nachylającego się w jej stronę. Szarmancko wyciągnął rękę, którą kobieta bez najmniejszego wahania przyjęła. 
    - Raven? Co Ty tu do cholery robisz? - niebieskie oczy miał pełne troski, chowającej się za obojętnością.
Zasłoniła dłonią bliznę, udając zakłopotanie, co w gruncie rzeczy nie było znowu takie trudne. Czarna koszulka z jej ulubionym zespołem nadawała się do śmietnika, dotyczyło to także jasnych spodenek, przypominających teraz szarą szmatę do podłogi. 
    - Ja.... ja - zająknęła się, wpatrując w czubki swoich glanów. 
Czarnowłosy zmarszczył brwi.
    - Ja? - Zaplótł ręce na wysokości klatki piersiowej, z kwaśną miną wyczekując odpowiedzi.
    - Zgubiłam się... 
Gerard spojrzał na nią z grymasem dezorientacji. Uświadomiwszy sobie, iż na jego twarz wtargnęło jakieś uczucie, przyłożył palce do kącików oczu i westchnął ciężko.
    - Nie rób ze mnie debila... Jest godzina jedenasta. Jak niby miałabyś się zgubić? 
Rav zacisnęła dłoń na bliźnie. Skrzywiła się, czując delikatny ból.
    - No bo... - Co tak właściwie chciała powiedzieć? Och, na jedynego Lycyfera, dlaczego musiała trafić akurat na niego?
Kolejne westchnięcie. Gerard wziął jej lewą dłoń i odwrócił tak, aby wewnętrzna strona była na jego widoku.
    - Powiesz mi co tak naprawdę się stało? - zapytał, wyciągając długaśny kawałek szkła, a zaraz po nim kilka mniejszych. 
    - Nie uwierzyłbyś - jęknęła płaczliwie, unikając jego i tak skupionego na skaleczeniu wzroku.
    - Może chociaż spróbuj?
Kobieta nadal milczała, wpatrując się w zręczne opatrywanie rany przez chłopaka. Miał takie zadbane, duże dłonie.
    - Emyli i reszta się martwili. Zapytali czy cię nie widziałem - rzucił niespodziewanie, gdy skończył bawić się w pielęgniarza. Wtedy też dziewczyna uniosła wzrok i zszokowana spojrzała mu w oczy.
    - Jak to? - zapytała z tępym wyrazem twarzy. Nic już z tego nie rozumiała. Niedawno dowiedziała się, że siedziała w tym zadupiu aż do jedenastej, a teraz, iż jakimś cudem przyjaciele wiedzą o jej zniknięciu?
Gerard się zaśmiał. Delikatnie i krótko, przysłaniając usta dłonią. Black pierwszy raz widziała jego uśmiech. Owalna, drapieżna twarz wyglądała wtedy niesłychanie uroczo. Kruczoczarne kosmyki otulające jego blade policzki tylko potęgowały to wrażenie.
Speszona ponownie opuściła wzrok.
    - Jesteś świadoma tego, że opuściłaś dzisiaj szkołę? - zapytał i niczym profesjonalista natychmiastowo przywdział maskę obojętności - Podobno nie mogli się do ciebie dodzwonić. Mówiłem im, że prawdopodobnie kacujesz, ale nie chcieli słuchać.
    - Och, to znaczy, że... - zawiesiła głos, czując nadchodzące podniecenie.
Chłopak uniósł dłoń i przyłożył ją na tyle głowy, wpatrując się w niższą od siebie Raven.
    - Szczęście, że byłem akurat na wagarach... Głupia - mruknął, na co kobieta zgarbiła się lekko z przygnębioną miną.
    - Był na wagarach... - szepnęła do siebie. "Głupia!, że niby specjalnie zerwałem się z lekcji, żeby ciebie szukać?" Zaśmiała się kilka razy jak idiotka, zerkając w stronę gramolącego się i przeklinającego pod nosem pijaka.
    - Chodź, odprowadzę cię - oznajmił, odwracając się w stronę, z której przyszedł.
Rav nie miała innego wyjścia, jak tylko się zgodzić. 

2 komentarze:

  1. Rozdział cudowny!
    Wytrwam z tobą do końca! Byłabym naprawdę głupia, gdybym nie chciała tego przeczytać! Po prostu kocham to jak piszesz i z przyjemnością zagłębiam się w lekturze.
    W każdym bądź razie czekam na następny rozdział z niemałym podekscytowaniem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jej! Jak miło, że o mnie wspomniałaś! Jestem niezwykle ucieszona! :D
    A ten rozdział... Jest naprawdę dobry! Ciekawość mnie zżera co dalej > <
    Życzę duuużo weny, bo czekam już na następną notkę :D !

    OdpowiedzUsuń