Kolejny rozdział, wiem, że pierwszy jest nędzny, ale to u mnie wrodzone. Pierwsze razy zawsze są ciulowe ;d
Także nie męczę już dłużej i zapraszam na kolejny rozdział ^^
Impreza
trwała do późnej nocy. Księżyc wisiał wysoko na niebie, oblewając
okolicę swym srebrzystym blaskiem, a w domu nadal rozbrzmiewała muzyka,
zagłuszana od czasu do czasu głośnymi wybuchami śmiechu. Ethan
bezskutecznie próbował podnieść się do pozycji stojącej po tym, jak Jack
rzucił mu się na plecy chcąc aby ciemnowłosy wziął go na barana. Gerard
wszczął poważną dyskusję z jakąś mniej znaną Raven kobietą. Był tak
zafascynowany rozmową, że nie spostrzegł nawet jak jego kolega
zwymiotował chłopakowi na buta. Dobrze mu tak - pomyślała gorzko,
przypominając sobie jak to w pół słowa ją opuścił. Black jako jedna z
nielicznych zachowywała trzeźwość umysłu. W takim też stanie postanowiła
opuścić posiadłość, w której nie działo się już nic wartego uwagi.
Emily koło północy zniknęła jej z oczu, reszta znajomych zwinęła się gdy
tylko alkohol zaczął mącić im w głowach, za to w chwili ówczesnej
porobiły się grupki, w których Rav nie potrafiłaby się odnaleźć.
Zresztą, nie miała na to najmniejszej ochoty.
Przejechała dłonią po
włosach, wprowadzając je w artystyczny nieład, westchnęła ciężko po raz
ostatni zerkając w stronę Gerard'a, po czym bez słowa pożegnania wyszła.
Okolica skąpana była w poświacie srebrzystego światła, spokojna,
pozbawiona zbędnych ruchów, jakby czas nagle stanął. I mimo, iż przed
oczami kobiety nadal tkwił obraz rozmawiających ze sobą Gerard'a i
dziewczyny o złocistych włosach, a jej myśli pogrążone były w otchłani
czerni i obfitej szarości, na jej twarzy gościł uśmiech. Pokrzepiający,
delikatny, jakby właśnie marzyła o czymś niezmiernie odległym,
aczkolwiek olśniewającym i dającym nadzieję na lepsze jutro.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo mylne mogły się okazać jej optymistyczne wizje.
To była ta pora. Czas upału bez choćby śladowego podmuchu, który
mógłby ukoić rozgrzane policzki. W powietrzu czuć zapowiedź burzy, którą
potwierdzały nadchodzące z zachodu ciemne chmury. Raven pogrążona w
myślach odpaliła papierosa, zaciągnęła się tak mocno, że poczuła w
płucach delikatny uścisk. Ten ból na chwile odciągnął ją od obrazu,
który zaczynała tworzyć w swojej głowie. Wyimaginowany, zmyślony,
prawdopodobnie nawet nigdy się nie zdarzy - pomyślała, ruszając przed
siebie. Stukot jej ciężkich glanów roznosił się po spokojnej okolicy.
Kilkanaście kroków, kolejne trzy zaciągnięcia trującym dymem nikotynowym.
Potknięcie się o wystający kamień, którego skutkiem było wyśliźnięcie papierosa z pomiędzy palców.
Próba złapania go w locie, co skończyło się poparzeniem kciuka.
Fajka spadająca na bruk ulicy, prosto w koleinę wyżłobioną w chodniku.
Ciche przeklniecie, któremu towarzyszył grzmot błyskawicy, chwilowo rozjaśniający ciemne niebo.
Black
z przerażeniem uniosła wzrok. Poparzony kciuk znajdował się przy
ustach. Ta postawa i zachowanie sprawiły, że czarnowłosa kobieta o
zwykle stanowczym wyrazie twarzy przypominała wystraszonego kotka, który
zbłądził w drodze do domu.
Dobra... Czas wracać - ponagliła
się w myślach. Jej kroki stały się dłuższe, pewniejsze. Panika zagościła
w jej sercu, która napędzała ją jak sprawnie naoliwioną maszynę. Szybki
chód, przerodził się w bieg.
Księżyc powoli znikał za czarnymi
chmurami. Na miasteczko natychmiastowo spadł cień, niby wielka fala
tsunami. Raven starała się przed nią uciec, jednak była zbyt wolna. Wraz
z czernią przyszedł deszcz.
- Dlaczego uciekasz? - bezduszny,
burkliwy głos odezwał się w jej głowie. A może dochodził gdzieś zza
rogu? Black odruchowo się zatrzymała, odgarnęła z czoła mokre włosy, a
pozbawione czucia, zesztywniałe palce splotła jakby do modlitwy.
Prócz
uderzających o asfalt oraz dachy kropel deszczu, grzmotów i własnego
przyśpieszonego oddechu nie słyszała nic. Zdawało jej się? Kobieta
zawsze starała się zgrywać twardą, pewną siebie osobę, której nie da się
zastraszyć. Jednak posiadała pewną słabość.
Ciemność i paniczny
strach przed śmiercią. Dlaczego teraz czuła jej oddech na karku?
Zaciskające się chłodne palce wokół szyi, cyniczny uśmiech oraz szepty?
Tysiące szeptów...
Wtem, gdy już miała odetchnąć z ulgą, zaśmiać się
sama z siebie i ruszyć w stronę domu doszedł ją cichy, krótki i
przerażający śmiech. Tak krótki, że mogłaby powątpiewać, iż w ogóle ktoś
wydał z siebie jakikolwiek dźwięk. Jednakże ten zimny, sadystyczny,
przepełniony radością głos uświadomił ją w przekonaniu, iż ktoś za nią
idzie. Ktoś ją widzi, bawi się jak pies zabawką.
Wykonała niepewny
krok w tył. Chciała krzyknąć "Halo!", zapytać kto tam, jednakże to
byłoby godne pożałowania. Wiele horrorów w życiu się naoglądała i
zdawała sobie sprawę, że iść w stronę śmiechu i zdradzać swoją i tak już
jasną pozycję jest tępotą ludzką. Dlatego też bez wahania odwróciła się
i zaczęła biec. Nie wiedziała gdzie. Wiatr zawodził nieznośnie, deszcz
uderzał w twarz, ograniczał pole widzenia, glany nagle zaczęły ważyć
tonę, jakby ktoś powkręcał w nie większe śruby. Skręciła w jakąś
uliczkę, nie odwracała się, zdawałoby się, że mijały godziny, jednakże
trwało to zaledwie parę minut.
Zwalniała. Bieg stawał się słabszy i
właśnie w tamtym momencie lewa noga zapomniała, że nie powinna wchodzić w
drogę prawej przez co Rav z impetem zaliczyła glebę. Z nosa poszła jej
krew. Dłonie nie zamortyzowały upadku. Usiadła jak pokraka. Zresztą tak
się też czuła.
Dopadło ją dziwne wrażenie, jakby śniła. W koszmarach
nigdy nie mogła biec. Czuła się jak na bieżni, jakby ktoś wstrzyknął w
jej mięśnie środek paraliżujący, a teraz leży. Przemoczona, bezbronna,
żałosna.
Z rozpaczą rozglądała się na boki, czując na swym ciele czyjś wzrok.
- Skończyłaś? - szyderczy, dziki półszept. Ten cholerny głos utkwił
jej w głowie. Odbijał się echem tysięcy dźwięków, niby rozbita szklanka,
której kawałki wbijały się w czaszkę.
Z mroku wyłoniła się osoba. Na
tle padającego deszczu oraz ciemności jaka spowijała jego posturę z
początku trudno było dostrzec jakikolwiek zarys postaci. Nie widziała
jego twarzy, wiedziała jednak, była niemal pewna, że ozdabiał ją
obrzydliwy, sadystyczny uśmiech.
Nie czekała na jego ruch.
Podniosła się tak szybko jak pozwalały jej na to nogi, odwróciła się i
ponownie dała dyla. Cóż, chciała. Niespodziewany ból przeszył jej plecy,
poczuła uścisk na szyi, a zaraz po nim oddech, który po chwili
przerodził się w szept.
- Niestety kotku. Bardzo mi przykro.
Świetnie,
skończę jako potrawka jakiegoś zboczeńca, pomyślała zrozpaczona.
Próbowała się wywinąć, odepchnąć od ściany, do której została
przygwożdżona, jednak z każdym jej ruchem dłoń na szyi zaciskała się
coraz bardziej.
Mężczyzna pochylił się. Z trudem popatrzyła w zimne,
dziwne oczy napastnika. Widziała go jak przez mgłę. Żółte? Nie, czarne
oczy, blada cera, wyblakła czerwień. Nie była w stanie stwierdzić czy
były to włosy, czy też jakiegoś rodzaju czapka, może kaptur?
Próbowała
złapać oddech, niczym łaknąca powietrza ryba wyrzucona na brzeg.
Oprawca najwidoczniej zauważył ten mały szczegół, gdyż po chwili
upragniony, chłodny tlen dostał się wprost do jej płuc.
- Co
jest? Nie będziesz błagać o życie? - wyszczerzył w uśmiechu ostre jak u
wilka kły. Jego źrenice rozszerzyły się, szklane, lśniące oczy patrzyły
na nią z podekscytowaniem i radością.
- Nie - odparła z niesmakiem, gdy ten przesunął palcem po jej policzku.
Jego mina zrzedła na chwilę, jakby w udawanym zawodzie.
- Szkoda... Lubię, jak błagają - bardzo delikatnie odsunął czarny,
przylepiony do jej skroni kosmyk - Jeśli myślisz, że ta historia skończy
się happy end'em, cóż... Będę musiał cię wyprowadzić z błędu - uśmiech
szaleńca nie schodził z ust mężczyzny. Raven była wykończona
psychicznie. Nie wiedziała czego się spodziewać, zostanie zgwałcona, a
potem zabita, czy na odwrót?
W życiu nie przypuszczała, że znajdzie
się w takiej sytuacji. Poniżona, oszukana przez los, wystawiona na
próbę, której nie umiała przejść. W tamtym momencie, w ostatni rok
swojego życia w technikum miała umrzeć? Nie dotarła nawet do domu, nie
pożegnała się z rodzicielami. Miała jeszcze tyle możliwości, a jednak ta
ostateczna Śmierć przyszła do niej w postaci jakiegoś psychola, który
prawdopodobnie zwiał z oddziału zamkniętego.
Zdruzgotana. Tak się właśnie czuła.
Po
brzegi wypełniona smutkiem, bólem oraz lękiem, który widocznie
satysfakcjonował napastnika. Wydawał się podniecony samym strachem.
Kim
jesteś? - chciała zapytać, jednakże na to było już za późno. Ostry,
przenikliwy ból rozszedł się po jej szyi, jakby ktoś chwycił w paznokcie
kawał skóry i bezlitośnie wyrwał ją z kawałkami mięśni oraz żył.
Z
gardła wydobył się przeraźliwy krzyk, na który napastnik zareagował
jeszcze większą brutalnością. Położyła dłoń na jego lewym ramieniu,
chcąc jakoś odepchnąć go od szyi, jednak z każdą sekundą jej ciało
przestawało reagować.
Wampir? - zupełnie nieświadomie przeszło jej
przez myśl określenie, z którego zawsze kpiła. Jednak jak inaczej
wytłumaczyć fakt, iż psychol przyssał się do skóry?
Ostatni raz zdołała na niego spojrzeć, ostatni raz, gdy się oddalił. Dreszcz pomknął wzdłuż karku, niby zimne, kościste palce.
Spostrzegła
ostre zęby połyskujące przez szerokie szramy w policzkach, jakby ktoś
przejechał po skórze nożem do samego ucha. Przeraziło ją to. Przed Raven
nie stał już mężczyzna, nawet nie wampir lecz potwór. Demon, który w
ustach trzymał kawałek.... Znieruchomiała.
Słyszała przeżuwanie.
Mlask, mlask.... Z jego ust czuć było woń krwi.
Stłumiony śmiech, dzikie oczy wpatrzone z takim pożądaniem, jakby była upolowaną przez wilka zwierzyną.
Oblizał wargi. Przełknął, a kobieta omal nie zwróciła zawartości żołądka.
Ile już tak stali? Ile wpatrywała się w coś, czego człowiekiem nazwać nie można?
Uniosła palce do szyi, które niemal całe zatopiły się w przerażającej dziurze, sięgającej częściowo do obojczyka.
To koniec.
Słyszała ostatnie, powolne bicie swego serca.
Przyśpieszony
oddech, śmiechy dochodzące prawdopodobnie z pobliskiego baru -
cholernie chciałaby tam teraz siedzieć, popijać zimne piwko, bądź inny
mniej alkoholowy napój, śmiać się i wiedzieć, iż za parę godzin wróci do
domu, położy się do łóżka, a rano wybierze się do Ethan'a, Jack'a,
Emily. Ich twarze pojawiły się przed nią, jakby powoli wybudzała się z
długiego koszmaru.
Ethan idący w jej stronę z szerokim, głupkowatym
uśmiechem. Jack klepiący go w plecy z taką siłą, że ciemnowłosemu prawie
wychodzą oczy, Emily prowadząca za rękaw Gerarda, który z lekkim
zakłopotaniem mierzwi swoje kruczoczarne włosy, Lily próbująca odciągnąć
ledwo dyszącego Ethan'a rzucającego się na ucieszonego blondyna.
Mężczyzna cofnął się o krok, wycierając rękawem okrwawione usta. Raven
nie czując już żadnego podparcia, osunęła się wzdłuż ściany, z głową
lekko przechyloną w bok. Opadała z sił, w czaszce czuła ucisk, a przed
oczyma miała rozmazany obraz. Padało, a Black ogarnęło wrażenie jakby
siedziała w domu przed kominkiem, wpatrzona w okno, po którym niczym
łzy, spływały krople deszczu.
Cudowne! Czekam na następny!!
OdpowiedzUsuńSzkoda że na blogach nie ma opcji "like" xd ♥ świetne
OdpowiedzUsuńObiecałem, że przeczytam i przeczytałem. Wniosek: Wow:) Zazdroszczę Ci tych opisów. Gdy czytałem to myślałem sobie, że moje opowiadanie w porównaniu z Twoim to niech się schowa:) Szacunek. Ale znów mam jedną uwagę, taką małą. W oczy znów rzuciło mi się powtórzenie: z pierwszego akapitu: Impreza trwała do późnej nocy. "Księżyc wisiał wysoko na niebie, oblewając okolicę swym srebrzystym blaskiem(...)"
OdpowiedzUsuńA tu drugi: "Okolica skąpana była w poświacie srebrzystego światła(...)" Nie wiem dlaczego, ale od razu mi się to rzuciło w oczy. Przeżyłem deja vu:) Ale się czepiam co? To nic. Widać ogromny postęp między I a II rozdziałem:)
Pozdrawiam