czwartek, 5 lutego 2015

Gdzieś w mroku niepewności

Witam!  (Nowych czytelników ninja oraz pana Tomasza, który zdecydował się obserwować mojem opowiadanko ^^)
Bardzo mi miło. ;D

Oto kolejny rozdział moich wypocin i powiem wam szczerze, że coraz lepiej pisze mi się to opowiadanie. Sama wkręcam się w akcję, a nawet niekiedy zaskakuję pomysłami >.>
Mam nadzieję, że rozdział piąty przypadnie wam do gustu i zachęci do.... Co tu dużo mówić. Do czytania ^^"

Zapraszam do wyrażania swoich opinii. Serio, to bardzo motywuje ( nie żebym desperacko tego pragnęła xd)
No... Nie przedłużając! Życzę miłego czytania :)





     Pokój, w którym siedziała osnuty był dymem, przesiąknięty zapachem mokrych, ugaszonych w słoiku papierosów. Przez szczelnie zamknięte okno wpadały ostatnie promienie słońca, muskające delikatnie blade policzki dziewczyny. Oddychała spokojnie, jej klatka piersiowa równomiernie unosiła się i opadała, pomimo ciężkiego, dusznego powietrza, które nie miało dokąd uciec. Wzrok skierowany miała w szarą, obklejoną plakatami ścianę. Niskie biurko, przy którym siedziała na kręconym krześle, zastawione było różnego rodzaju śmieciami. 
Puste puszki piwa, które lubiła kolekcjonować, pogniecione kartki z nieudanymi rysunkami, plakaty debilnych zespołów, wczorajszy kubek po kawie. 
    Spojrzała w szerokie lustro, znajdujące się tuż nad biurkiem. Podkrążone, zapadnięte oczy, z których uciekło życie, intensywny błękit zmienił się w wyblakłe, zmącone morze nienawiści oraz zagubienia. Panowała w nich przerażająca pustka, jakby jej dusza została brutalnie wycięta.
Kim jesteś? - to pytanie przemknęło przez jej umysł niczym wystrzelony z lufy pocisk. Dlaczego nie mogła uwolnić się od tych wszystkich uczuć? Miała wrażenie, że traci nad sobą kontrolę. Zagubiona, porzucona.... - Kim jestem? 
    Delikatnie dotknęła palcami lewego policzka. Musiała sprawdzić. Przesunęła je w dół, zatrzymując na tętnicy. Strach powrócił, serce załomotało nieznośnie, a zimny pot otulił jej ciało. Dreszcze przebiegały po jej krzyżu raz po razie.
Drżąca dłoń.
Przyśpieszony oddech.
Uchylone w niemym krzyku usta.
Gdy je przycisnęła, poczuła go. Falisty ruch. Czuła, jak wraz z sercem, pod palcami pulsowało tętno. Czy coś to zmieniło? Raven nie poczuła ulgi, lecz kolejny natłok pytań, który brutalnie uderzył ją w twarz, niczym fale rozbijające się o stromy klif. Gdyby była pozornie martwa, odpowiedź stałaby się jasna, jednak w owej sytuacji została wciągnięta w czarną dziurę niepewności oraz zagubienia. Kim, a raczej czym była?
Co, jeśli Bóg istnieje i ocalił ją od śmierci? 
Jeśli powierzył jej jakąś misję?
Całe zasrane życie była ateistką, więc mimo, iż te myśli wtargnęły do jej mózgu, szybko je wygoniła.
    Niebo powoli spowijały barwy szarości, zwiastujące nadchodzący zmrok. Pomarańczowe promienie, które niczym rozlana farba, ozdabiająca szare ściany, zastąpione zostały mrocznymi cieniami. Jedynie światło mrugającej latarni ulicznej, oświetlało ciemność, w której Raven była pogrążona. Czuła się jak w opuszczonym psychiatryku.
Smród dymu nikotynowego.
Cisza, przerywana elektronicznymi dźwiękami, jakby ktoś przeciął druty wysokiego napięcia.
Rozlewające się po pokoju jasne światło, które znikało, aby za parę sekund ponownie się pojawić.
I... Skomlenie? Black może i czuła się jak chora, jednakże nie miała wątpliwości co do tego dźwięku.
Szuranie, pukanie, trzeszczące pod naciskiem schody, kroki i to przerażające skomlenie, wbijające się w czaszkę, drażniące mózg, niby dźgana rana zanurzonym w soli patykiem.
    Odwróciła się w stronę zamkniętych drzwi od swojego pokoju. Wpatrywała się w nie z takim skupieniem, iż pomyśleć by można, że była w stanie przejrzeć co znajduje się za nimi.
    - Wiedziałam - stęknęła, energicznie wstając z krzesła. Szła do tyłu, póki nie napotkała plecami okna - Wrócił po mnie - wychrypiała czując, jak jej gardło zamienia się w pustynię. 
    Pół godziny stała pod oknem nasłuchując dźwięków, jakie prawdopodobnie wydawał z siebie dom. Powoli zaczęła przyswajać do siebie tę wiadomość. Ostrożnie, na palcach ruszyła w stronę drzwi, do których przyłożyła ucho. 
Cisza.
Czyżby to sobie wyobraziła? Chwyciła za klamkę i szarpnęła, otwierając drzwi, za którymi było puste piętro. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie i wyglądnęła przez barierkę. Na dole także panowała ciemność, bez choćby najmniejszego ruchu. Rav odetchnęła głęboko, niemal zachłystując się uderzeniem świeżego powietrza.
    Wnet, z dołu doszły ją jakieś dźwięki. Jej serce nie mogło się uspokoić. W skroniach czuła nieprzyjemny huk, a oddech stał się cięższy. Miała tego dość. Strach obejmował ją tak mocno, że powoli zaczynała się męczyć. Prawie czuła, jak miażdży jej żebra, uciska płuca, przebite ostrymi kośćmi.
    - Raaaaveeen - cichy, stłumiony przez odgłos kroków półszept, który wzbudził w kobiecie naglą falę gorąca. Miała ochotę wejść do pokoju, zatrzasnąć się, ewentualnie wyskoczyć przez okno i pobiec na komisariat, jednakże adrenalina i instynkt kazały jej zejść na dół. Ruszyła więc niespokojnym, aczkolwiek ostrożnym krokiem w stronę spiralnych schodów. Nim z nich zeszła upewniła się, że nikt nie zmierza w ich stronę.
    Na parterze nikogo nie było. Boso stąpała po rozgrzanych kafelkach, rozglądając się na boki w poszukiwaniu zagrożenia. Poczuła zimny podmuch wiatru. Wtedy zorientowała się, że tylne, szklane drzwi były otwarte. Nim zdała sobie sprawę z tego co uczynia, stała już w kuchni, dzierżąc w drżącej dłoni nóż kuchenny.
Milczała, jednak nie chciała nań zbyt długo stać w miejscu i czekać, aż nieproszony gość weźmie co mu się żywnie podoba. Nim jednak zdołała zrobić jakikolwiek ruch, przed nią jak z ziemi wyrosła jakaś ciemna postać, owiana mrokiem. Na pierwszy rzut oka, wydawało jej się, że jego głowa posiadała długie, zakręcone rogi, jak u kozła. Zaczął się zbliżać, a Raven bezmyślnie pobiegła w jego stronę, z wyciągniętym do przodu nożem, który wszedł w przeciwnika jak w masło.
    - Zgłupiałaś?! - krzyknął panicznie chłopak o jasnych jak śnieg włosach. Kobieta spojrzawszy w dół zauważyła zaciśniętą dłoń na ostrzu noża. Odruchowo puściła rączkę i niemal odskoczyła od jasnowłosego chłopaka o dziecięcych rysach twarzy. Jego brązowe oczy wpatrywały się gniewnie w, jak się okazało, napastnika.
    - Przepraszam... Frank, cholernie cię przepraszam - jęknęła. I mimo, iż była niesłychanie zdezorientowana jak i przerażona, w jej głosie pobrzmiewała nutka ulgi.
    - Przepraszam? Kobieto, prawie wbiłaś nóż w swojego kochanego i przypominam, jedynego braciszka - oświadczył z żalem.
Rav westchnęła głośno, podchodząc do włącznika światła. 
    - Nie rozumiem, dlaczego się tak skradałeś
    - To, że nie zapaliłem światła, nie znaczy, że się skradałem - odparł oburzony, podchodząc do zlewu, aby wrzucić zakrwawiony nóż.
    - A tylne drzwi? - zapytała, siadając przy stole.
    - A jak niby miałem wejść przez frontowe? Przecisnąć się przez dziurkę od klucza? - warknął z irytacją, trzymając dłoń pod lecącą z kranu wodą.
Raven sięgnęła po paczkę leżącą na stole i odpaliła papierosa. Spojrzała na niego, wyraźnie zdziwiona nowym stylem brata. Zmienił się. Włosy przefarbował, kawałek lewego boku miał wygolony, jakby chciał pokazać, że w uchu posiada multum kolczyków. Kiedyś grzywka zasłaniała mu oczy, w tamtym momencie była delikatnie ścięta na prawo tak, aby sięgała tylko do brwi.
Jedynym co zostało niezmienne była jego nastoletnia uroda. Jakby został wyjęty z anime. Zgrabna sylwetka, lekko zgarbiona postawa, która ginęła pod większą, sięgającą do połowy ud kurtką. Czarne bojówki także były chyba o rozmiar większe.
    - Co Ci się stało? Wyglądasz jak...
    - Gówno? - dokończyła za niego.
Frank wykrzywił usta w półuśmiechu. Chwycił ręcznik, owinął go wokół ranionej dłoni i z cichym stęknięciem usiadł naprzeciwko siostry.
    - Dokładnie. Zresztą nie obraź się, ale jeszcze trochę i będziesz tak pachnieć - dodał zadziornie.
    - Ciężki dzień - odparła. Jakaś dziwna siła przyciągnęła jej spojrzenie w stronę białego ręcznika, na którym pojawiały się pierwsze plamy szkarłatnej, pachnącej krwi. Poczuła się głodna. 
    - Członek naszego zespołu został zabity - wypalił nagle, a Rav błyskawicznie straciła apetyt.
    - Zabity?! Który? Jak? Gdzie?! - sama nie wiedziała, na które pytanie pierw chciała znać odpowiedź. 
Frank westchnął z rezygnacją, rozkładając się wygodnie w sofopodobnym siedzeniu, które w rzeczywistości sofą nie było. 
    - Mark, perkusista do kurwy.... Lepszego nie znajdziemy. Pieprzony cwel! - rzucił, próbując opanować drżącą dłoń, zaciśniętą na ręczniku.
Rav przemknęła przez umysł bardzo nieprzyjemna myśl. 
    - C-co się stało? - zapytała niepewnie.
Białowłosy drgnął.
    - Mówiliśmy mu, żeby z tym skończył. Poszedł do jakiegoś kolesia po koncercie. Jebany diler! - nie potrafił się opanować. Wyglądał nieco śmiesznie, gdy z tak uroczym wyglądem zaczął przeklinać i marszczyć w gniewie brwi. Niemal, jak naburmuszone dziecko.
Raven westchnęła, czując jak jej serce wrzuca pierwszy bieg. Ponowna ulga. Okrutne? Cieszyła się, że jak na razie była jedyną ofiarą, która przeżyła spotkanie z wampiro-demonem.
    - Pieprzony sadysta tak poszarpał mu gardło, że głowa ledwo się trzymała - mruknął z lekką odrazą - W życiu czegoś takiego nie widziałem.
Raven aż wstała. Na jej twarzy malowało się przerażenie, pomieszane z niedowierzaniem.
    - Czym? - zapytała łamliwym głosem.
Frank spojrzał na nią skołowany.
    - A bo ja wiem? Nieważne, koleś się przyznał. Policja zabrała go parę dni temu na komisariat, a stamtąd do sądu. Facet trafił do zakładu psychiatrycznego - powiedział, podnosząc się do pionu - Szlag by to. Musimy znaleźć perkusistę, inaczej wrócę do szkoły - westchnął, idąc w stronę schodów.
Raven podążyła za nim wzrokiem.
    - Cholera. Aleś mnie załatwiła - mruczał pod nosem, ściskając zranioną dłoń - Zajebiście boli.... Jeszcze trochę i... - kobieta odwróciła się w stronę zlewu. Jego słowa zostały całkowicie zagłuszone przez intensywny zapach, który działał na nią jak lep na muchy. Jej zmysły słuchu jak i węchu się wyostrzyły. 
Kapiąca woda z kranu.
Uderzające krople o krawędź talerza, które w chwili zderzenia rozchodziły się na wszystkie strony, niczym wybuch bomby atomowej.
Zapach skórki od banana leżącej w śmietniku, za zamkniętą szafką.
Szelest firany, która na wietrze tańczyła niczym baletnica.
Ta słodka woń przyciągała ją jak ćmę do światła.
     Gdy znalazła się przy zlewie, spojrzała na nóż. Ciągle znajdowały się na nim krople krwi. Coś w jej głowie krzyczało "skosztuj!", jednak Raven zmusiła całą swą wolę aby odwrócić wzrok.
     - Skup myśli na czymś innym, skup je na czymś innym - mamrotała, ściskając skronie rękoma. Te słowa jednak tylko pogorszyły sprawę, gdyż zaczęły ją gnębić pytania, na które zapewne nigdy nie znajdzie odpowiedzi.
Co się z nią stało. Kim był jej napastnik, kim była Raven, przez kogo został zabity Mark, dlaczego diler przyznał się do zabójstwa, a przede wszystkim, jakim cudem trafił do oddziału zamkniętego?
Te mroczne scenerie, wżerające się w jej mózg, popędy, których nigdy wcześniej nie doświadczyła. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego do kurwy, spotkały ją te wszystkie okropne rzeczy.
     Usiadła na podłodze, opierając się plecami o szafki. Chciało jej się płakać. Była zagubiona i zdezorientowana, a po głowie chodziło jej już tylko jedno zdanie:
"Niech ktoś będzie dla mnie nadzieją, gdy się wykrwawię..."

2 komentarze:

  1. Kocham! Cudowny rozdział. Wybacz, że tak z opóźnieniem komentuje. Jestem okrutna.... haha a tak na poważnie to bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżbym wyczuwała wampiry? Po pierwszym rozdział nie byłam pewna, ale teraz... O Boże mam nadzieję, że będą to wampiry. Niby są oklepane, no bo w sumie są, ale mnie ten temat dalej pociąga i nigdy się nie nudzi.
    Czekam na kolejny rozdział ! :D

    OdpowiedzUsuń